Nowy bunt pokolenia Z. I tym razem nie chodzi o TikToka
Pamiętam, jak miałam jeszcze niedawno. Czasem naprawdę miałam już dosyć tego wszystkiego. Scrollowałam internet bez sensu, przeskakując z jednej aplikacji w drugą, od wiadomości do relacji, od jedzenia znajomych, do tragedii na świecie. I niby wiedziałam, iż to mnie męczy, iż nie jestem przez to szczęśliwsza – ale i tak nie potrafiłam przestać. Do czasu, bo dziś spędzam w sieci znacznie mniej godzin niż jeszcze kilka miesięcy temu. Ale niektórzy idą o krok dalej i wybierają dumbphone'y. Kiedy usłyszałam o trendzie powrotu do "głupich" telefonów, pomyślałam: może to nie jest aż tak głupie, jak się wydaje?
W świecie, gdzie telefon stał się przedłużeniem naszej ręki (i głowy), zetki zaczynają
się wyłamywać. Coraz więcej młodych ludzi świadomie wybiera proste, wręcz prymitywne urządzenia. Bez Wi-Fi, bez aplikacji, bez Instagrama. Po prostu telefon – taki, który dzwoni, wysyła SMS-y i może ma jeszcze Snake'a albo Tetrisa. I to wszystko.
To nie jest żaden hipsterski kaprys. To bunt. Przeciwko FOMO, przeciwko ciągłym powiadomieniom, które zjadają naszą uwagę. Przeciwko gigantycznym korporacjom, które od lat uczą nas, iż bez ich aplikacji nie przetrwamy dnia. Zetki mówią "stop" i robią sobie cyfrowy detoks.
Dlaczego to ma sens? Kiedy masz przy sobie tylko dumbphone'a, zaczynasz żyć inaczej. Dosłownie. Nikt nie spamuje cię wiadomościami na trzech platformach naraz. Nie porównujesz się z czyimś "idealnym" życiem z Instastory. Nie czujesz też presji, iż coś cię omija.
To proste urządzenie daje przestrzeń na coś, co dziś wydaje się luksusem – ciszę, skupienie, obecność tu i teraz. Pozwala być naprawdę offline. I to nie po to, żeby potem wrócić z nową energią na TikToka, tylko po to, żeby... może już wcale na niego nie wracać?
Zetki nie tylko ograniczają dopływ informacji. One robią krok dalej – chcą wsłuchać się w swoje emocje. Zaczynają zadawać pytania: po co to wszystko? Dlaczego tak bardzo potrzebuję lajków? Czy naprawdę jestem gorszy od innych, bo nie mam tylu obserwujących? I właśnie dumbphone, jak absurdalnie by to nie brzmiało, staje się narzędziem do tego, żeby takie pytania w ogóle mogły się pojawić. Bo kiedy ekran świeci ciszą, zaczynamy słyszeć coś więcej – siebie.
Poza tym, nie oszukujmy się – telefony to też spory wydatek. choćby średni model to dziś około 1500 zł. Dumbphone'a można kupić już za 50. I jeszcze poczuć nostalgię, jak za czasów Nokii 3310. Dla niektórych to powrót do dzieciństwa, dla innych – odkrywanie tego, jak wyglądał świat, zanim wszystko stało się "smart".
Czy warto? Moim zdaniem – zdecydowanie tak. choćby jeżeli tylko na próbę. Taki telefon nie musi być jedynym, ale może być drugim. Tym "na weekend", na wakacje, albo po prostu na moment, w którym czujemy, iż cyfrowy świat nas przerasta. Bo właśnie w prostocie jest dziś największa siła.