Takie jedzenie to przesada
"Kilka dni temu zerknęłam na jadłospis w przedszkolu mojej córki. I szczerze? Przecierałam oczy ze zdziwienia. Na śniadanie – parówka. Na obiad – pizza. Na podwieczorek – budyń.
I tak podobnie przez kilka dni z rzędu. Gdzie są warzywa? Gdzie coś, co można nazwać zdrowym posiłkiem? Przepraszam, ale plasterek pomidora raz w tygodniu to nie jest 'porcja warzyw'.
Nie jestem nawiedzoną eko mamą, nie oczekuję jarmużu i komosy codziennie. Ale to, co jest teraz, to przesada w drugą stronę. Przedszkole to nie fast food, tylko miejsce, które powinno dbać o dzieci – nie tylko przez zabawę i naukę, ale też przez to, co dostają na talerzu.
W domu staram się uczyć córkę, iż jedzenie to nie tylko coś, co 'wrzucamy do brzucha', ale coś, co ma nam dawać energię, zdrowie, odporność. I co widzę? Że wszystko, czego uczymy w domu, rozjeżdża się z tym, co dostaje w przedszkolu. Jak mam później tłumaczyć, iż parówki to nie najlepszy wybór, skoro tam dostaje je na śniadanie? Jak przekonać, żeby jadła warzywa, skoro w przedszkolu niemal ich nie ma?
Wystarczy zwykły domowy obiad: zupa z warzywami, kasza, gotowany kurczak, marchewka z jabłkiem. Czy naprawdę to aż tak trudne?
Wycieczki, teatrzyki, zajęcia sensoryczne – to wszystko piękne i ważne. Ale jedzenie to podstawa. jeżeli dzieci codziennie jedzą produkty przetworzone, bez wartości odżywczych, to odbije się to na ich zdrowiu szybciej, niż nam się wydaje. I to nie jest tylko sprawa rodziców. jeżeli dziecko przez 7-8 godzin jest w przedszkolu, to żywienie staje się wspólną odpowiedzialnością.
Jadłospis to nie formalność na tablicy ogłoszeń. To codzienne paliwo dla kilkudziesięciu małych organizmów. I chciałabym, żeby ktoś w końcu zaczął traktować to poważnie. Nie jak problem do przeczekania, ale jako istotny temat do rozmowy i zmiany".