Los, który puka do drzwi

newsempire24.com 4 dni temu

W małym nadmorskim miasteczku, gdzie mewy krzyczały nad falami, Kinga cały dzień krzątała się w kuchni. Przygotowywała pachnącą kolację: pieczoną rybę, ziemniaki z ziołami, a na deser upiekła ulubionego murzinka. Zmęczona, ale zadowolona, posprzątała stół, nakryła go białym obrusem i usiadła, czekając na męża z pracy. Serce biło jej trochę szybciej niż zwykle – dziś czekała ją ważna rozmowa. Wreszcie w zamku zaskrzypiał klucz i w drzwiach stanął Jan.

„Cześć, kochanie!” – uśmiechnął się, ściągając płaszcz. – „Jaka okazja? Świętujemy coś?” – skinął głową w stronę zastawionego stołu pełnego smakołyków.

„Janie, musimy poważnie porozmawiać” – powiedziała Kinga cicho, ale stanowczo. – „Chodzi o naszą rodzinę.”

Jan zastygł, jego uśmiech powoli zgasł, a w oczach pojawił się niepokój.

„Ewa, jak możesz tak postąpić? To przecież twój syn!” – głos Kingi drżał ze wzburzenia.

„Syn, no i co?” – machnęła ręką Ewa, poprawiając włosy. – „Nie oddaję go przecież na zawsze, tylko na kilka miesięcy!”

„Ewa, czy ty masz rozum? To twoje dziecko, twoja krew!” – Kinga ledwie powstrzymywała łzy.

„Słuchaj, Kinga, wszystko ci wyjaśniłam! jeżeli masz takie miękkie serce, zbierz siostrzeńca do siebie! Dość gadania, koniec tematu. Z Borysem przez parę miesięcy nic się nie stanie, a gdy się urządzę – od razu go odbiorę” – Ewa wstała gwałtownie i trzaskając drzwiami, wyszła z pokoju.

Kinga została sama, oszołomiona. Nie mogła uwierzyć, iż jej siostra jest do tego zdolna. Oddać własnego syna, choćby i na chwilę, do domu dziecka? To było nie do pomyślenia. Ale zabrać Borysa do siebie Kinga też nie mogła.

Mieszkała z Janem i dwoma córeczkami w mieszkaniu teściowej, Bronisławy Nowak. Dwupokojowe mieszkanie było ciasne, a teściowa nie przepadała za synową. Do wnuczek też odnosiła się chłodno, tolerując je tylko przez wzgląd na syna. Kinga wiedziała: Jan to jedyne światło w oczach Bronisławy. Gdyby nie on, teściowa pewnie w ogóle nie pozwoliłaby synowi się ożenić, zwłaszczsza z Kingą.

Pewnego dnia Kinga przypadkiem usłyszała, jak Bronisława narzekała sąsiadkom: „Synowa zaczarowała mojego Janka, bo jak inaczej wytłumaczyć to, iż tak ją kocha?” Na początku teściowa była wyrozumiała, ale wszystko się zmieniło, gdy Kinga i Jan oznajmili, iż spodziewają się dziecka. Od tamtej pory Bronisława stała się nie do zniesienia. Przy synu się hamowała, ale gdy tylko Jan szedł do pracy, teściowa zmieniała się w inną osobę: szydercze uwagi, pretensje, złośliwości. Czasem Kinga myślała, iż nie wytrzyma, ale dla córek zaciskała zęby i znosiła to wszystko.

Janowi Kinga się nie skarżyła. Wydawało jej się, iż nie uwierzy – zbyt kochał swoją matkę, uważając ją za dobrą i troskliwą. A jak miała mu powiedzieć, iż jego „idealna mama” znęca się nad żoną? Kinga marzyła o wyprowadzce, ale nie miała dokąd iść.

Z Ewą wychowały się w domu dziecka. Gdy przyszedł czas opuszczenia placówki, powiedziano im, iż nie dostaną mieszkania – mają dom w wiosce, który odziedziczyły po rodzicach. Nikt jednak nie sprawdził, czy nadaje się do zamieszkania. Gdy przyjechały do rodzinnej wsi, zobaczyły pochyloną ruinę z zapadniętym dachem. Życie tam było niemożliwe, a pracy w wiosce nie było. Siostry jednak się nie poddały i wróciły do miasta.

Ile trudności przeszły, Kinga starała się nie wspominać. Ale los się do niej uśmiechnął – poznała Jana. Pobrali się, niedługo urodziły się córeczki-bliźniaczki. Ewie nie wiodło się tak dobrze. Mieszkała w wynajętym pokoju z małym Borysem, o ojcu którego nie lubiła rozmawiać. Raz tylko rzuciła, iż jest żonaty i iż nie ma między nimi przyszłości.

Borys był rok młodszy od córek Kingi, a ona go uwielbiała. Ewa, wydawało się, też kochała syna, ale jej niedawna decyzja wstrząsnęła Kingą. Ewa znalazła „wymarzonego mężczyznę” o imieniu Marek. Kinga go nie znała, ale według słów siostry był idealny. Kinga tak nie myślała. Normalny mężczyzna, jej zdaniem, nie odrzuciłby dziecka swojej ukochanej, choćby jeżeli nie jest jego. Marek zaś nalegał, by Borysa oddać do domu dziecka – „na trochę”. Ewa, oślepiona uczuciem, zgodziła się.

Kinga próbowała odwieść siostrę od tego pomysłu, ale Ewa się uparła: „Marek się przyzwyczai i odbierzemy Borysa”. Kinga wiedziała – tak się nie stanie. Borys podzieli ich los, a Ewie, najwyraźniej, było wszystko jedno. Ale Kinga nie mogła pozwolić, by siostrzeniec trafił do domu dziecka.

Rozumiała, iż zabranie Borysa do teściowej nie wchodzi w grę – Bronisława i tak ledwo ją znosiła wraz z córkami. Ale milczeć też nie mogła. Postanowiła porozmawiać z Janem. To jej mąż, kocha ją, musi pomóc.

Cały dzień Kinga gotowała kolację, piekła ciasto, by stworzyć przytulną atmosferę do rozmowy. Gdy Jan wrócił, zebrała się w sobie i opowiedziała mu wszystko.

Ale reakcja męża ją oszołomiła. Zamiast wsparcia Jan urządził awanturę, przywołując na pomoc matkę. Bronisława i syn na wyścigi krzyczeli, oskarżając Kingę. Teściowa wrzeszczała, iż Kinga powinna być wdzięczna za dach nad głową, zamiast „wpychać do domu obce dziecko”. Jan przytakiwał, jakby Kinga i córki były mu obce.

W końcu postawili jej ultimatum: zapomnieć o siostrzeńcu i żyć według ich zasad albo wynosić się z domu. Gdy to usłyszała, Kinga poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg.

Następnego dnia spakowała córki i wyszła. Nie wiedziała, dokąd iść, ale zostać w tamtym domu było nie do zniesienia. Nagle przypomniała sobie, jak w przychodni kobieta opowiadała o ośrodku pomocy dla kobiet w trudnej sytuacji. Kinga postanowiła tam pojechać.

W ośrodku przyjęto ją ciepło. Gdy dowiedzieli się o sprawie Borysa, pozwolili jej go przyprowadzić. Tak zaczęła się nowy rozdział w życiu Kingi.

Po tygodniu w ośrodku pojawił się Jan.Po roku Kinga spotkała prawdziwą miłość – Adama, który pokochał nie tylko ją, ale i dzieci, jak swoje, i wreszcie odnalazła dom, o jakim zawsze marzyła.

Idź do oryginalnego materiału