Matka porzuciła swoje wnuki

twojacena.pl 3 godzin temu

Jadwiga Nowak postawiła filiżankę na spodku tak gwałtownie, iż herbata rozlała się na obrus. W słuchawce wciąż słychać było oburzony głos sąsiadki, Haliny Kowalskiej.

– Jadziu, jak można tak postąpić? Nie widzieć własnych wnuków! Przecież to dzieci, co ci one winne?

– Halina, nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – odparła Jadwiga sucho. – Każdy ma swoje powody.

– Jakie mogą być powody przeciw dzieciom? Zosi przecież dopiero cztery lata, a Staś ma zaledwie dwa. Tęsknią za babcią.

Jadwiga westchnęła i spojrzała przez okno. Na podwórku bawiły się dzieci sąsiadów, a ona przypomniała sobie, jak jeszcze niedawno biegały tam jej wnuki. Zosia zawsze prosiła, by huśtać ją na huśtawce, a mały Staś niezdarnie dreptał za gołębiami.

– Halina, nie mam czasu w rozmowy. Do widzenia.

Odłożyła słuchawkę i przeszła do kuchni. Na lodówce wciąż wisiały dziecięce rysunki – bazgroły kredkami, które Zosia nazywała „portretem babci”. Jadwiga zdjęła je i schowała do szuflady.

Dzwonek do drzwi sprawił, iż drgnęła. Przez wizjer zobaczyła syna, Tomasza, z torbami w rękach.

– Mamo, otwórz, proszę – poprosił zmęczonym głosem.

Jadwiga otworzyła, ale nie ustąpiła z progu.

– jeżeli przyszedłeś znowu namawiać mnie do opieki nad dziećmi, możesz od razu zawrócić.

Tomasz postawił torby na podłogę i spojrzał na matkę.

– Mamo, co za dziecięce kaprysy? Ewa jest chora, ma czterdzieści stopni gorączki. Muszę iść do pracy, a nie mam z kim zostawić dzieci.

– Znajdź nianię. Przecież was nie stać?

– Jaką nianię w jeden dzień? Mamo, to twoi wnukowie!

– Moi wnukowie? – Jadwiga uśmiechnęła się gorzko. – A gdy pół roku temu wyrzucaliście mnie z mieszkania, też byli moimi wnukami?

Tomasz przetarł czoło. Tę rozmowę prowadzili już wiele razy.

– Mamo, tłumaczyliśmy. Potrzebowaliśmy przestrzeni. Dla czteroosobowej rodziny w dwupokojowym mieszkaniu było ciasno.

– Tak, przestrzeni. A mnie na stare lata szukać kąta – to w porządku?

– Przecież pomagamy ci pieniędzmi…

– Twoja pomoc to grosze! – głos Jadwigi stawał się coraz głośniejszy. – Dwadzieścia lat żyłam w waszej rodzinie. Wychowywałam twoje dzieci, gdy ty z Ewą pracowaliście. Prałam, gotowałam, sprzątałam. A gdy dzieci podrosły, a ja stałam się niepotrzebna – wynocha z domu!

– Mamo, nie było innego wyjścia…

– Było! Kupić trzypokojowe. Ale nie, woleliście wydać oszczędności na samochód i wakacje w Grecji.

Tomasz milczał. Wiedział, iż matka ma rację, ale przyznać się do tego było boleśnie.

– Słuchaj – powiedział ciszej – rozumiem, iż postąpiliśmy nie najlepiej. Ale dzieci co są temu winne? Kochają cię.

– Ja też je kocham – przyznała Jadwiga. – Dlatego nie chcę, by widziały, jak ich rodzice mnie traktują. Niech pamiętają dobrą babcię, a nie patrzą, jak mnie wykorzystujecie.

– Nie wykorzystujemy!

– Nie? A kto co tydzień dzwoni z prośbą o posiedzenie z dziećmi? Kto przyprowadza je chore, bo nie można do przedszkola? Kto zostawia na weekend, żeby samemu odpocząć?

Tomasz otworzył usta, ale matka ciągnęła dalej:

– A gdy miesiąc temu źle się czułam z sercem, kto do mnie przyjechał? Sąsiadka Halina! Nie syn, nie synowa, a obca kobieta.

– Mamo, mamy pracę, dzieci…

– Wszyscy mają. Ale normalni ludzie o rodzicach nie zapominają.

Jadwiga stała w progu, nie wpuszczając syna do środka. Tomasz zrozumiał, iż dziś jej nie przekona.

– Dobrze – podniósł torby – ale to nie w porządku, mamo. Dzieci pytają, dlaczego babcia ich już nie kocha.

Te słowa uderzyły boleśnie, ale Jadwiga się nie ugięła.

– Wytłumacz im, iż babcia zmęczyła się byciem wygodną.

Tomasz odszedł, a ona zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Łzy podchodziły do gardła, ale je powstrzymała. Weszła do salonu i usiadła w fotelu, w którym kiedyś czytała Zosi książki.

Mieszkanie wynajmowała od pół roku. Małe jednopokojowe na obrzeżach, daleko od dawnego domu. Właścicielka była dobra, ale i tak nie czuła się tu swojo. W obcych ścianach, wśród obcych zapachów.

A wszystko zaczęło się tamtego wieczoru przy kolacji. Tomasz i Ewa siedzieli naprzeciw, dzieci już spały. Mówili cicho, ale Jadwiga wszystko słyszała.

– Słuchaj, może czas, by mama znalazła sobie mieszkanie? – zaproponowała Ewa. – Dzieci rosną, potrzebują własnych pokoi.

– Nie wiem – odparł Tomasz. – Przecież pomaga nam z dziećmi.

– Pomaga, ale czy warto? Wciąż wszystkiemu się sprzeciwia, dzieci rozpieszcza, mnie krytykuje. Wczoraj pozwoliła Zosi oglądać bajki do jedenastej, chociaż zabroniłam.

– Może z nią porozmawiać?

– O czym? Ona uważa, iż jesteśmy jej coś winni. A to nasze mieszkanie, nasze dzieci. Jesteśmy dorośli, sami wiemy, jak je wychowywać.

Jadwiga nie spała wtedy całą noc. Rano przy śniadaniu Ewa poruszyła temat.

– Pani Jadwigo, z Tomkiem uznaliśmy, iż czas, by pani znalazła własne mieszkanie.

Jadwiga zakrztusiła się kawą.

– Jak to?

– Proszę spojrzeć, pani jest samodzielna. A nam zaczyna być ciasno.

– Ciasno? – powtórzyła. – A przez dwadzieścia lat nie było?

– Wtedy dzieci były małe, potrzebowaliśmy pomocy – wtrącił Tomasz. – Teraz podrosły.

– Rozumiem. Dopóki byłam potrzebna, mieszkałam tutaj. A teraz, gdy nie, można się pozbyć.

– Mamo, co ty mówisz? – oburzył się Tomasz. – Nikt cię nie wyrzuca. Po prostu proponujemy samodzielne życie.

– Za co? Za emeryturę?

– Pomagamy ci finansowo – zapewniła Ewa. – Na początku na pewno pomożemy.

Na początku. Jakby chodziło o krótką pomoc, a nie całe życie dla tej rodziny.

– Dobrze – powiedziała wtedy Jadwiga. – Znajdę sobie mieszkanie. Ale pamiętajcie – razem z mieszkaniem stracicie także nianię.

– Co masz na myśli? – zdziwiłJadwiga spojrzała jeszcze raz przez okno na bawiące się dzieci i pomyślała, iż chociaż serce bolało, wybór był słuszny – bo czasem miłość wymaga twardej lekcji, by inni zrozumieli jej wartość.

Idź do oryginalnego materiału