Ta wojna trwa już sześć lat, od początku ich małżeństwa. Zuzanna i Marek mają syna, czteroletniego Kacpra, ale choćby teściowie go nie akceptują. Nie biorą go na ręce, nie dzwonią, by spytać o wnuka. Zuzanna nie rozumiała, co zrobiła, by zasłużyć na takie traktowanie. Nigdy nie dawała powodu: nie była niemiła, nie kłóciła się, starała się być uprzejma. Ale przyczyna była głębsza – Marek ożenił się z nią, a nie z dziewczyną, którą teściowa chciała widzieć jako swoją synową.
Tamta dziewczyna miała na imię Kinga. Wanda Nowak nie przestawała powtarzać, jaka to mądra, piękna i z bogatej rodziny. „Ona byłaby idealną żoną dla mojego syna!” – mówiła, nie przejmując się obecnością Zuzanny. Krewni męża potakiwali: „Ty, Zuziu, choćby nie stałaś w pobliżu Kingi”. Zuzanna, która wychowała się w skromnej rodzinie w małym miasteczku pod Poznaniem, czuła się upokorzona. Jej proste pochodzenie stało się dla teściowej pretekstem do niekończących się drwin.
Marek zdawał się nie widzieć tej nagonki. „Nie przejmuj się – mówił – oni po prostu szukają dziury w całym”. Ale dla Zuzanny jego słowa brzmiały jak zdrada. Jak można nie zauważać, gdy twoją żonę jawnie obrażają? Ostatnio coraz częściej jeździł do rodziców sam, wracając późną nocą. „Sprawy rodzinne” – mruczał, unikając jej wzroku. Zuzanna czuła, jak między nimi rośnie mur, a jej cierpliwość topniała z każdym dniem.
Rodzina Marka nie odwiedzała ich, choć Zuzanna nie raz zapraszała ich, by poprawić relacje. Nie gratulowali jej urodzin – ani przez telefon, ani choćby smsem. Na święta zapraszali tylko Marka, podkreślając: „To nie dla obcych”. Zuzanna, której nigdy nie zaakceptowali, czuła się jak intruz. Jej serce pękało, gdy słyszała, jak Kacper pytał: „Dlaczego babcia nie chce się ze mną bawić?”. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, tylko przytulała go mocniej, ukrywając łzy.
Sytuacja stała się nie do zniesienia. Zuzanna coraz częściej myślała o rozwodzie. Marek nie bronił jej, nie próbował postawić rodziców do pionu. Posłusznie zgadzał się z matką, jakby jej słowo było prawem. Zuzanna czuła się samotna we własnym małżeństwie, a ten ból ją wyniszczał. „Jeśli on nie stanie po mojej stronie, nie dam rady tak żyć” – myślała, patrząc na śpiącego syna.
Wigilia stała się dla niej ostatnią kroplą. Postanowiła: jeżeli Marek znów wyjedzie do rodziców, zostawiając ją i Kacpra samych, spakuje rzeczy i odejdzie na zawsze. „Nie pozwolę więcej deptać mojej godności” – powtarzała sobie, choć w głębi duszy liczyła, iż mąż wybierze ją i syna.
W przeddzień świąt Marek, jak zwykle, był wymijający. „Jeszcze nie wiem, jak spędzimy ten czas” – burknął, nie patrząc na nią. Zuzanna milczała, ale jej determinacja rosła. Już widziała, jak pakuje walizki, jak wyjeżdża z Kacprem do siostry w Gdańsku, gdzie zawsze była witana z otwartymi ramionami. Tam nikt nie patrzył na nią z góry, nie nazywał obcą.
Wieczorem, w Wigilię, Marek wrócił późno. „Mama źle się czuje, musimy jutro do nich wpaść” – powiedział, nie patrząc na żonę. Zuzanna poczuła, jak coś w niej pęka. „A my?” – zapytała cicho. „My z Kacprem znowu się nie liczymy?”. Marek milczał, a to milczenie było dla niej wyrokiem.
Nocą, gdy mąż spał, Zuzanna siedziała w kuchni, wpatrując się w migające za oknem lampki. Jej myśli były chaotyczne, ale jedno było jasne: nie może dłużej żyć w tym piekle. Rano, gdy Marek szykował się do rodziców, spokojnie pakowała swoje rzeczy. „Gdzie ty idziesz?” – zdziwił się, widząc walizkę. „Wychodzę – odparła spokojnie, patrząc mu w oczy. „Mam dość bycia obcą w twojej rodzinie. jeżeli nie potrafisz nas obronić, ja to zrobię”.
Marek zbladł. „Zuzia, zaczekaj, porozmawiajmy” – zaczął, ale ona już wzięła syna za rękę i szła do drzwi. „Już dokonałeś wyboru” – rzuciła na odchodne. Drzwi zatrzasnęły się, zostawiając za sobą ciszę.
Zuzanna z Kacprem wyjechała do siostry. Początki były trudne: ból po zdradzie męża i obojętności jego rodziny nie mijał. Ale siostra i jej bliscy otoczyli ich troską, i powoli Zuzanna odzyskiwała oddech. Znalazła nową pracę, wynajęła mieszkanie i zapisała Kacpra do przedszkola. Życie zaczęło się układać.
Pół roku później Marek przyjechał. „Miałem ciężko – powiedział, spuszczając wzrok. „Mama naciskała, a ja nie umiałem się jej przeciwstawić. Chcę odzyskać naszą rodzinę”. Zuzanna patrzyła na niego, ale w jej sercu nie było już dawnego ciepła. „Zawiodłeś nas – odpowiedziała cicho. „Nie mogę ci ufać”. Marek odszedł, a ona, tuląc syna, zrozumiała: podjęła dobrą decyzję. Jeje nowe życie było trudne, ale nikt już jej nie upokarzał. Po raz pierwszy od lat poczuła się wolna.