„Ukryta prawda: Mąż przez lata nie mówił żonie o imprezach firmowych”

newsempire24.com 3 tygodni temu

No pewno, w rodzinie nie powinno być tajemnic. Zwłaszcza takich, które nie mają większego sensu. A mój mąż przez kilka lat regularnie mnie okłamywał – spokojnie, pewnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Mówił, iż w jego firmie nie wolno przyprowadzać żon na imprezy firmowe. Rzekomo taka polityka. Wierzyłam mu. Nie nalegałam specjalnie. Nigdy nie lubiłam hałaśliwych imprez, a po urodzeniu syna całkiem wsiąkłam w domową rutynę.

Ale prawda wyszła nagle. I nie tylko zabolała – sprawiła, iż poczułam się obca we własnym małżeństwie.

Z Michałem jesteśmy razem dopiero pięć lat. Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz Kuba ma teraz cztery latka. Te lata minęły gwałtownie – pieluchy, nieprzespane noce, zwolnienia lekarskie. Wróciłam do pracy, gdy tylko mogłam. Pomagały babcie, finansowo było łatwiej. Staram się wracać wcześniej, być blisko. A Michał? Coraz częściej zostaje w pracy, czasem wraca dopiero rano, zmęczony, z pustym wzrokiem. Tłumaczy, iż „zawal” roboty.

Trzy lata temu dostał pracę w porządnej firmie. Dobra posada, pensja dwa razy wyższa niż poprzednio. Stał się spokojniejszy, przestał narzekać na szefa czy kolegów. Tylko jedno mnie uwierało – nigdy nie zaprosił mnie na żadną firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na wigilijne spotkanie. Zawsze powtarzał: „U nas tak nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć. Bo gdyby chciał coś ukryć, to by w ogóle nie tłumaczył. A tak… niby był szczery. Poza tym nie miałam głowy do imprez. Znajome – jedne zamężne, inne single – żyją swoim życiem. Kontakty się rozluźniły. Byłam zmęczona. Zero wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż tu nagle spotkałam w aptece Martę, koleżankę z liceum. Pogadałyśmy, wpadłyśmy na kawę, zaczęłyśmy się zwierzać. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co mój Michał. Zaśmiałyśmy się – jaki mały świat. Zaproponowałam, żebyśmy spotkały się w piątek.

„Nie dam rady” – powiedziała. „Mamy firmową imprezę z mężem.”

Zapytałam: „Ty też idziesz?” A ona zdziwiona: „No jasne, a co? Zawsze można przyjść razem.”

Zrobiło mi się tak zimno w środku. Udawałam, iż wiedziałam, zażartowałam, bąknęłam coś o swoich sprawach, ale w środku wszystko się przewróciło. Więc on po prostu kłamał. Przez te wszystkie lata. Szłam do domu, jakby ziemia uciekała mi spod nóg. Nie przez samą imprezę. Przez to kłamstwo. Przez to uczucie, iż jestem wstydem. Że on się mnie wstydzi.

Wieczorem przy kolacji, starając się mówić spokojnie, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Marta idzie na firmową z mężem. Mówi, iż u was to normalne.”

Zamarł. Spojrzał na mnie ukosem. Potem zaczął nalewać sobie herbatę, gniótł serwetkę, unikał mojego wzroku.

„No… to dla nowych. Im się nie odmawia. My ze starymi już się znamy.”

„Ale wcześniej też mnie nie zapraszałeś. Trzy lata to nie nowy.”

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Po prostu chciałem odpocząć. Sam. Bez tych „małżeńskich” rozmów. Bez sytuacji, gdy facet musi być trzeźwy, a żona go pilnuje. Jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować.”

Zatrzęsło mną. Czyli jestem przeszkodą. Czyli z innymi może być sobą, a ze mną nie? Jestem brzydka? Głupia? Nie umiem podtrzymać rozmowy? A może po prostu uważa, iż zepsuję mu „zabawę”?

Lepiej by milczał. Kłamstwo boli, ale prawda rzucona po latach to jak plucie w twarz. Nie robiłam sceny. Tylko postanowiłam – nie zaproszę go na swoją firmową. Za tydzień mamy imprezę. Pójdę sama. Ubiorę się elegancko. Będę się śmiać, rozmawiać, tańczyć.

Może to nie najlepsze wyjście. Ale niech zrozumie: tak się nie postępuje z żoną. Ani z tą w sukience na imprezie, ani z tą w domu z febrą u dziecka. W końcu nie jesteśmy wrogami. Ale teraz czuję się obca. A obcych się nie zaprasza.

Idź do oryginalnego materiału