Za późno na „przepraszam”: starzec prosił o przebaczenie córki, którą porzucił przed jej narodzinami.

twojacena.pl 4 dni temu

Zbyt późno na „przepraszam”: starzec błagał o przebaczenie córki, którą opuścił przed jej narodzinami

Starzec opadł ciężko na zimną ławkę w parku przy opuszczonym klubie. W dłoniach trzęsły się zniszczone rękawiczki, a wzrok błądził po twarzach przechodniów, jakby kogoś szukał. Mijająca go niska starsza kobieta z schludnym siwym kokiem i torbą przerzuconą przez ramię usłyszała cichy szept:

— Marianna… Marianna Józefowa… Zaczekaj pani.

Kobieta zatrzymała się, zmrużyła oczy i rozpoznawszy w zmarszczkach niegdyś przystojnego, pewnego siebie mężczyzny znajome rysy, zacząwszy usta:

— Cóż za niespodzianka. Skąd się tu wziąłeś, Wojciech?

— Chciałem… porozmawiać. Przeprosić. Wytłumaczyć.

— Wytłumaczyć? — Głos Marianny Józefowej zadrżał. — Po czterdziestu latach? Myślałeś, iż pamięć mam krótką? Że zapomniałam?

— Chcę tylko, żebyś… żeby ona… usłyszała. choćby jeżeli nie wybaczy. Rozumiem. Tylko… przed śmiercią chciałbym choć raz zobaczyć swoją córkę. By wiedziała, iż miała ojca. Że jestem.

Marianna Józefowa zamilkła. Potem, zaciskając pięści, wyszeptała:

— Nigdy nie powiedziałam jej, kim był jej ojciec. Dla niej jesteś nikim. Ale wiedz jedno: reakcja może być każda.

— Będę tu jutro. jeżeli zdecyduje się przyjść… zaczekam.

Kiedyś Wojciech Zalewski był pierwszym kiewiczem wśród chłopaków z robotniczej dzielnicy pod Łodzią. Wysoki, z żywymi oczami i figlarnym uśmiechem, zalecał się do młodej Marianny z grandą: czekał pod bramą, nosił kwiaty, rozbudzał zazdrość opowieściami o „tkaczkach, które za nim szaleją”. Ona zwlekała z odpowiedzią, ale w końcu uległa — i pokochała.

Wszystko rozpadło się nagle. Wojciech zniknął. A po kilku miesiącach Marianna dowiedziała się — ożenił się. Z córką miejscowego szynkarza. Bogata, z mieszkaniem od ojca, z pewną przyszłością. Wygodnie. A Marianna została sama. I niedługo zrozumiała, iż pod sercem nosi dziecko.

Nikomu nic nie powiedziała. Urodziła córkę — Jadwigę — i żyła dalej. Ojciec Jadzi nie pojawił się ani razu. Nie interesował się. A ona z godnością niosła macierzyństwo, nie oskarżając, nie poniżając się, po prostu starając się być silna.

Wojciechowi życie potoczyło się gorzej. Żona okazała się bezpłodna. Ciągle chorowała. Dom wypełniała cisza i ciężkie powietrze. Chodził po ulicach, wypatrując dzieci, szukając znajomych rysów. Ktoś ze starych znajomych się wygadał i Wojciech zrozumiał: Jadzia to jego.

Lata mijały. Jadzia dorosła, wyszła za mąż, urodziła córkę. Ojciec nie został zaproszony na wesele. Próbował się złościć, szukać winnych, ale zawsze zostawał sam — własnym katem.

Następnego dnia Marianna Józefowa przyszła. Tym razem nie sama. Obok szła kobieta po trzecNastępnego dnia Marianna Józefowa przyszła, tym razem nie sama – obok szła Jadwiga, spokojna i pełna godności, gotowa spojrzeć w oczy człowiekowi, który był jedynie cieniem jej przeszłości.

Idź do oryginalnego materiału