Dekretowy koszmar: cień przeszłości i widmo rozwodu
Dla mnie, Anny, urlop macierzyński stał się prawdziwą próbą, która o mało nie zniszczyła naszej rodziny. W małym miasteczku nad Wisłą trzy lata z pierwszą córką, Zosią, zamieniły moje małżeństwo z Jakubem w pole bitwy. Teraz, gdy życie się ustabilizowało, mąż nalega na drugie dziecko, ale wspomnienia tych mrocznych dni wypełniają mnie paniką. Jego upór grozi powrotem do kłótni, a może choćby do rozwodu. Jak mam się bronić, nie tracąc rodziny?
Kiedy urodziła się Zosia, miałam nadzieję. Przed macierzyństwem nasze życie z Jakubem było idealne. Spotykaliśmy się dwa lata, potem jeszcze dwa razem, bez ślubu. Nie kłóciliśmy się – ani o dom, ani o pieniądze. Dzieliliśmy obowiązki po równo, omawialiśmy wydatki i zawsze się dogadywaliśmy. Dziecko planowaliśmy, przygotowywaliśmy się na trudności, ale nie spodziewałam się, jak ciężka okaże się rzeczywistość. Jakub, którego uważałam za kochającego i wyrozumiałego, zmienił się nie do poznania, a nasz związek zaczął pękać w szwach.
Pierwsze miesiące z dzieckiem były piekłem. Ja, niedoświadczona matka, nie wiedziałam, jak radzić sobie z płaczem, kolkami, nocami bez snu. Całe moje życie kręciło się wokół Zosi, a Jakub tego nie rozumiał. Uważał, iż tylko karmię dziecko co trzy godziny, daję smoczek i mam wolne. „Siedzisz w domu, co jest trudnego?” – mówił, wyrzucając mi, iż nie przygotowuję wymyślnych obiadów, rzadziej sprzątam, a jego koszule nie zawsze są wyprasowane. Gdy podgrzewałam zeszłoroczny bigos, krzywił się: „Tego już nie da się jeść!”. Ale pomagać nie zamierzał. „Ja haruję w pracy, a ty siedzisz w domu, mogłabyś sobie radzić” – rzucał, ignorując, iż zajmuję się dzieckiem całą dobę.
Kłótnie wybuchały o byle co: kurz na półce, nieumyta patelnia, wczorajszy obiad. Jakub odmawiał pomocy choćby w weekendy, odpowiadając na moje prośby krzykiem: „Moja matka z trojgiem dzieci dawała sobie radę, ogród uprawiała, obiady gotowała codziennie! A ty z jednym dzieckiem w mieszkaniu nie możesz się uporać!”. Jego słowa bolały jak policzki. Czułam się bezużyteczna, a jego obojętność zabijała miłość, którą do niego czułam. Najboleśniejsze jednak były finanse. Gdy przestałam zarabiać, Jakub uznał, iż „rozrzutnie” wydaję pieniądze. Żądał listy zakupów, ale kupował tylko to, co sam uznał za stosowne. Pewnego dnia skreślił wizytę u fryzjera: „I tak wyglądasz dobrze, po co marnować złotówki?”. Dusiłam się z upokorzenia.
Mój wymarzony związek stał się klatką. Marzyłam o odejściu, ale nie miałam dokąd – ani własnego mieszkania, ani pracy. Przez łzy postanowiłam: przetrwam do końca urlopu, wrócę do pracy i odejdę z Zosią. Ta myśl dawała siłę. Jednak gdy zbliżał się koniec macierzyństwa, coś się zmieniło. Jakub nagle zabrał mnie do salonu piękności, kupił nowe ubrania, bym „wyglądała perfekcyjnie” przed powrotem do biura. Gdy Zosia poszła do przedszkola, a ja wróciłam do pracy, Jakub stał się inny. Znów był tym troskliwym mężczyzną, w którym się zakochałam. Pomagał w domu, przestał liczyć każdy grosz – nie wierzyłam własnym oczom. Kłótnie zaczęły blednąć, urazy się zacierały, odłożyłam myśli o rozwodzie. Znów byliśmy rodziną.
Lecz ta krucha równowaga zawisła na włosku. Kilka miesięcy temu Jakub oświadczył: „Aniu, chcę drugiego dziecka”. Jego słowa uderzyły jak piorun. Wspomnienia urlopu – krzyki, pretensje, samotność – wróciły ze zdwojoną siłą. „Wiesz, jak mi wtedy było ciężko” – próbowałam tłumaczyć. On jednak machnął ręką: „Teraz zarabiam więcej, damy radę. Chcę syna, dziedzica!”. Jego stanowczość rosła, a w jego oczach widziałam ten sam chłód co wtedy. Nie słyszał mnie, nie chciał zrozumieć, jak bardzo przeraża mnie wizja ponownego zamknięcia w domu.
Każda rozmowa o drugim dziecku kończy się napięciem. Jakub naciska coraz mocniej, a ja czuję, jak panika ściska mi gardło. Widzę nieprzespane noce, jego wyrzuty, kontrolę wydatków – robi mi się niedobrze. „Nie jestem gotowa, Kuba” – mówię. On jednak nie ustępuje: „Jesteś egoistką, myślisz tylko o sobie!”. Jego słowa ranią, a ja widzę, jak tamten nerwowy, krzyczący Jakub powoli wraca. Boję się, iż znów będziemy na krawędzi, ale nie potrafię się zgodzić na kolejny urlop. Tamte trzy lata niemal mnie złamały – nie chcę ryzykować zdrowia, związku, siebie.
Nocami leżę bez snu, rozdarta między strachem a poczuciem winy. Jakub marzy o dużej rodzinie, a ja nie umiem mu tego dać. Może naprawdę jestem egoistką? A może on nie widzi, jak głęboko mnie zraniMoże to ja powinnam powiedzieć „nie” i stanąć w obronie siebie, zanim kolejny raz utonę w tym wirze bezsennych nocy i niespełnionych oczekiwań.